poniedziałek, 22 grudnia 2014

U leśniczego

   Leśniczy zaniósł ranną Gurri do swojego domu na polanie. Obok domu znajdowała się nieduża zagroda w której zwykle leśniczy trzymał leczone przez niego leśne zwierzęta. Zagroda była prawie pusta, znajdował się w niej tylko paśnik, psia buda i korytko z wodą, a w jednym z kątów zagrody znajdowała się nie wielka sterta siana która miała służyć jako legowisko dla przebywających tam zwierząt. Gurri po raz pierwszy znalazła się w tak dziwnym miejscu. Kiedy leśniczy wpuścił Gurri na wybieg, młoda łania zauważyła że do jego ogrodzenia przypięta jest sowa. Gurri nie miała jednak siły by do niej podejść więc po prostu położyła się na usypanej stercie siana i już miała ułożyć się do snu gdy....
-O kogo my tu mamy?-zawołał radośnie głos dobiegający z wnętrza psiej budy.
Gurri próbowała wstać by podejść do budy i zajrzeć do jej wnętrza ale nie była wstanie się podnieść.
-Nie wstawaj proszę, oszczędzaj siły!- powiedział pies wychodząc z budy.
Gurri nic nie odpowiedziała tylko przyglądała się mu z ciekawością.
-Jestem Hektor, a ty masz jakieś imię?
-Mam na imię Gurri.- odpowiedziała z nieśmiałością.
-A cóż ci się takiego przytrafiło? Nie wyglądasz najlepiej...
-Zaatakował mnie lis...-powiedziała Gurri i spuściła głowę.
-Lis? Miałaś dużo szczęścia ,że mój pan cię znalazł! Mogło być z tobą o wiele gorzej! Możesz mi wierzyć widziałem już gorsze przypadki. Mój pan jest bardzo dobrym człowiekiem ale nie wszyscy ludzie są tacy... Tydzień temu znalazł tą sowę(powiedział Hektor wskazując nosem na śpiącą sowę). Ma złamane skrzydło, ale i tak jest już z nią dużo lepiej... A teraz ty też powinnaś się trochę zdrzemnąć.-zasugerował pies i znikną w swojej budzie. Gurri postanowiła posłuchać rady psa i ułożyła się wygodnie do snu...
  Następne dnie Gurri spędzała w zagrodzie na rozmowach z nowymi przyjaciółmi psem Hektorem i starszą sową. Sowa opowiedział jej o swoich przeżyciach z ludźmi a Hektor zazwyczaj opowiadał Gurri o zwierzętach które przebywały tu wcześniej i o ich historiach. Dzień w dzień na wybieg przychodził leśniczy by napełnić na nowo paśnik i wymienić wodę w korycie na świeżą. Dodatkowo przychodził jeszcze parę razy dziennie by zmienić opatrunek Gurri. Leśniczy bardzo się o nią troszczył, w pewnym stopniu Gurri nawet go polubiła bo nie pamiętała kiedy ostatnio ktoś poświęcał jej tyle uwagi.
Któregoś ranka kiedy Gurri czuła się już wystarczająco dobrze i mogła wykonywać normalne życiowe czynności bez pomocy Hektora czy leśniczego, usłyszała szelest wśród pobliskich krzewów... to był Bambi.
-Tato!-powiedziała rozradowana Gurri (cicho by nie obudzić sowy i Hektora).
-Już czas na ciebie! Obserwuje cię codziennie od kont zabrał cię leśniczy i już czas najwyższy abyś wracała do domu.- powiedział Bambi, ciesząc się z widoku córki w tak dobrym stanie.
-Ale jak mam się z tond wydostać? Nie umiem przeskoczyć tego płotu...
-Nic nie szkodzi po prostu musisz wykorzystać dobry moment... -powiedział Bambi i schował się wśród drzew gdyż w kierunku zagrody zmierzał leśniczy... Zaledwie ledwo uchylił bramkę zagrody a Gurri wykorzystując okazję  do ucieczki, wybiegła. Była już na skraju lasu gdy usłyszała wycie Hektora z którym zapomniała się pożegnać.Zatrzymała się i popatrzyła w kierunku zagrody gdzie stał machający jej na pożegnanie leśniczy i siedzący obok niego Hektor. Hektor miał minę jakby było mu smutno ale jednocześnie jakby rozumiał, że miejsce każdego jelenia jest w lesie. Gurri popatrzyła ciepło w ich kierunku po czym ruszyła za stojącym obok ojcem i razem zniknęli wśród drzew...

niedziela, 21 grudnia 2014

W poszukiwaniu kłopotów...

Pod czujnym okiem rodziców Geno i Gurri poznawali życie w lesie i stawali się co raz bardziej samodzielni... Któregoś razu kiedy ich matka przebywała na łące, jelonki wybrały się na spacer po lesie licząc na spotkanie z ich najlepszymi przyjaciółmi Laną i Boso. Lana i Boso byli rodzeństwem a opiekowała się nimi ciocia Rolla gdyż nie mieli rodziców. Geno i Gurri przemierzali las krok po kroku ale nigdzie nie było ani Lany ani Bosa.
Jelonki zaczęły się domyślać ,że prawdopodobnie ciocia zabrała dziś Lane i Boso na łąkę a nie robiła tego zbyt często obawiając się bardzo o ich bezpieczeństwo.Nagle jelonki zauważyły ,że postawiły swe kopytka w części lasu której do tond nie widziały... Była ona bardzo gęsto zarośnięta drzewami i krzewami przez które prawie nie było widać promieni słońca.
-Gurri wracajmy już proszę nie podoba mi się tu...
-No coś ty?! Sam mówiłeś ,że jako książęta musimy znać cały las najlepiej ze wszystkich!
-Proszę cię...
-Nie bądź tchórzem Geno!
-Nie jestem tchórzem ja po prostu... No posłuchaj tylko... Co słyszysz?
-Eeem... nic nie słyszę, cicho jest.
-No właśnie! Za cicho! Mama zawsze mówiła ,że cisza to wróg zwłaszcza gdy jesteśmy sami...
-Przesadzasz braciszku... proponuje iść w tym kierunku...-mówiła Gurri odpływając w swój świat.
-Gurri...- wołał Geno, ale jego siostra już nie słuchała, oddaliła się od niego zaledwie o parę kroków i naglę z krzaków prosto na Gurri wyskoczył lis...
Gurri rzuciła się do ucieczki, była szybka ale wciąż za wolna dla pażernego lisa.
-Spokojnie Gurri! Zaraz sprowadzę rodziców!!!- krzykną sparaliżowany ze strachu Geno nie wiedząc zupełnie co robić, jedyne co przyszło mu do głowy to biec po rodziców. Geno rzucił się pędem w kierunku łąki licząc ,że ich mama wciąż tam jest... Nie mylił się! Felinka wciąż przebywała na łące razem z ich ojcem...
-Mamo! Tato! Gurri...jest!!!-krzyczał zdyszany Geno.
-Geno? Co ty tu robisz?! Gdzie jest Gurri?!!-zaniepokoiła się Felinka.
-Weź oddech synu i powiedz gdzie twoja siostra?!!-powiedział zdenerwowany Bambi.
-Lis goni Gurri!!!-wykrzykną Geno.
-Prowadź synu!!!-powiedział Bambi i ruszył wraz z Felinką za synem... Kiedy Geno dotarł z rodzicami do miejsca w którym wszystko się zaczęło jelonek wskazał ojcu tylko kopytkiem kierunek w którym uciekała Gurri, gdyż tak zmęczył się biegiem ,że ledwo oddychał. Felinka została z Geno a Bambi ruszył pędem dalej w poszukiwaniu córki... Kiedy w końcu dotarł na miejsce okazało się,że ktoś już udzielił pomocy jego córce. Był to leśniczy którego leśne zwierzęta nazywały "Brązowy On". Leśniczy przyglądał się ranom sarenki mówiąc:
-Jak dobrze, że akurat przechodziłem... Na szczęście te ranny nie są aż tak poważne, wezmę cię do mojej zagrody i za parę dni będziesz znów biegać po lesie jak dawniej.
Gurri patrzyła na niego przerażonym wzrokiem, bo nigdy wcześniej nie widziała człowieka...
Leśniczy podniósł delikatnie młoda łanię i wziął na ręce. Wtedy właśnie Gurri zauważyła ,że z krzaków czujnie obserwuje ją ojciec...